11/06/2011

Comfort Food

"Comfort food" - zgodnie z definicją Encyclopaedia Britannica, zawsze warto powołać się na wiarygodne źródła;) - to jedzenie tradycyjne, przywodzące pozytywne skojarzenia, związane często z dzieciństwem i ciepłem rodzinnego domu. Jak dowodzą badania, najczęściej są to dania o wysokiej zawartości tłuszczu lub cukru, "grzeszne", obiecujące przyjemność. Mężczyźni statystycznie najczęściej "pocieszają się" ciepłymi daniami mięsnymi, kobiety - czekoladą, budyniami i innymi słodyczami. 
Do comfort food należą zazwyczaj popularne w danym kraju dania, przywodzące na myśl specjały babcinej kuchni. W Niemczech może to być bratwurst i sałatka ziemniaczana, we Włoszech - spaghetti z pomidorowym sosem, lasagna lub tagliatelle al ragu, w Stanach - mac&cheese, pieczony kurczak czy ciasto bananowe, w Chinach - dim sum, w Japonii - ramen, w Tajlandii - tom yum. 
Co w Polsce? W Polsce na pewno rosół z kury (takie jest przynajmniej pierwsze skojarzenie moich wychowanych na wsi cioć, nie wiem, czy ktokolwiek ma teraz szansę zjeść rosół na prawdziwym, bezhormonowym kurczaku), bigosik albo ciepła, domowa szarlotka. Co jeszcze, co was pociesza?:)
Moje ulubione comfort food to radosna mieszanka różnych tradycji: kiedy jest mi smutno, lubię zanurzyć widelec w michę makaronu z pomidorami, który kojarzy mi się z kawałkiem dzieciństwa, spędzonym we Włoszech; lubię ostry, ciepły bulion warzywny z orientalną nutą, który rozgrzewa i usuwa kaca;) ; lubię wielkopolski gzik i ruskie pierogi - popisowe dania mojej Babci. Ale cieszy i pociesza mnie najbardziej... puree ziemniaczane. O rany, ziemniaki tłuczone z mlekiem i masłem (najpierw gotuję ziemniaki, odparowuję, dolewam mleko, masło, sól i gałkę muszkatołową, tłukę, trzymając na małym ogniu), no naprawdę nie ma nic lepszego na świecie. Od początku listopada myślę tylko o nim;)
W ramach porządnego, niedzielnego obiadu, podałam do puree smażoną, czerwoną cebulkę, "wegetariański schabowy", czyli pyszne, panierowane boczniaki i cukinię, sos jogurtowo-koperkowy i kukurydzę, duszoną z odrobiną warzywnego bulionu i masła. Od razu cieplej, od razu weselej. 




6 komentarzy:

  1. Puree ziemniaczane...Ile wspomnień.Od dzieciństwa je uwielbiam.Nic tak mnie nie zadowala,jako dodatek ,a nawet samodzielnie,jak puree z ziemniaków.
    Twoje pysznie się prezentuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa slowa: spaghetti carbonara :) To chyba moje ulubione "comfort food": grzeszne, kaloryczne, dekadenckie i diabelnie pyszne. A ze slodkosci? Czekoladowe brownies. Najlepiej jeszcze cieple, polane kapka gestej, slodkiej smietanki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie pure to niezły komfort;) Zdrowszy na pewno niż chipsy. Ja lubię różne rzeczy. Ciasta - np. marchewkowe, jabłecznik. Pomidorowe sosy z makaronem też:). No i zupy bardzo lubię, najbardziej pomidorową, też chyba można je podciągnąć pod takie jedzenie. Dobrze mi się też kojarzą domowe gołąbki i krupnik, różne mięsne pieczenie i (ooo właśnie, to jeden z głównych!) naleśniki! :) z białym serem i rodzynkami albo po prostu z dżemem, wersja mięsna też. :))) pzdr

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapomniałam: czekolada to sprawa oczywista, budyń, kisiel... chociaż tu już wkraczamy w mroczniejszą stronę komfortu;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam sie z Tobą, ziemniaczki to jest to, jako puree albo pieczone w piekarniku i maczane w majonezie to mój guilty pleasure...:) Albo jakiś kotlecik bezmięsny, i od razu lepiej:)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Asix i Amber - pełna zgoda;)
    @ Nieśka - czyli generalnie... dużo różnych rzeczy i dużo jedzenia, tak?;)
    @ Maggie - ja carbonary nie jadam, bo z boczkiem, ale fajnie smakuje podobny sos zrobiony z cukinią - próbowałaś kiedyś wersji wege? Jest tylko odrobinę mniej dekadencka;)

    OdpowiedzUsuń