9/15/2011

Bieszczady

W Bieszczadach byłam pierwszy raz - jako mieszczuch do tej pory wolałam wakacje w Londynie albo Wrocławiu, a jeśli już na łonie natury - raczej na Mazurach, bo blisko. W tym roku uskuteczniliśmy jednak plan ucieczki "na koniec świata", czyli do Przysłupia - maleńkiej wioski między Cisną a Wetliną, gdzie nie ma nawet sklepu spożywczo-przemysłowego.
Na szczęście jest oberża Biesisko, w której - między jedną wycieczką a drugą - spędziliśmy mnóstwo czasu. Mam wrażenie, że przetestowałam 3/4 bezmięsnych dań, których - o dziwo - jest w kuchni Podkarpacia naprawdę sporo.
Bardzo smakowały mi razowe pierogi: huculskie (z bryndzą) i bojkowskie (z kaszą gryczaną). Świetne były też kotleciki z kaszy w sosie grzybowym. A raz - po szczególnie długiej wyprawie - skusiłam się nawet na smażony ser (co było pewną przesadą, zjadłam może z pół porcji).




Bardzo spodobało mi się również, że w Bieszczadach intensywnie promuje się polskie sery - zwłaszcza kozie, najbardziej dla tego regionu charakterystyczne - i że w menu restauracji wyszczególniane są często nazwiska producentów.



Rozbawiło mnie natomiast, że tradycyjnym daniem podkarpackim są "gołąbki bez zawijania" czyli kotlety z mielonego mięsa i kapusty - do tej pory myślałam, że to głupi wymysł pewnej marki, która na swojej stronie internetowej twierdzi, że "proponuje nowy sposób przygotowania popularnego w Polsce dania". Cóż, zdaje się, że nie oni to jednak wymyślili;)
A skoro już jesteśmy przy gołąbkach - gołąbki z ziemniakami to takie fajne, trochę przaśne, bardzo polskie i tanie danko, które również dość mi zasmakowało i które z pewnością za jakiś czas zrobię w domu.


Internet podpowiada, że jedyną książką, w której znaleźć można przepisy kuchni bieszczadzkiej jest "Kuchnia podkarpacia" Elżbiety Kensy. Zapisuję ją sobie na coraz dłuższą listę książek do kupienia.

3 komentarze:

  1. A ja mam nadzieję znowu odwiedzić Bieszczady.Czekam na piękną jesień.
    Biesisko znam bardzo dobrze,bo jestem pierogarą.
    No i przywożę mnóstwo serów.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się przyżerowało w Bieszczadach :)
    A co do dań bezmięsnych to wydaje mi się że ich w kuchni chłopskiej (no nie wiem jak to nazwać, chodzi mi o jakieś cucina povera a nie że chće obrażać kogokolwiek:) jest dużo a większość tego co kojarzymy jako kuchnię "ludową" to jakieś naleciałości postkomunistyczne (i nie znaczy to że mi mój Mąż zrobił prawicowe pranie mózgu!)

    OdpowiedzUsuń
  3. hehe:) jasne: wiadomo, że w kuchni chłopskiej mięsa nie mogło być dużo, bo w większości miejsc nie wolno im było polować, potem było drogie etc. podstawą diety w rejonach wsi łemkowskich i innych tamtejszych były - jak opowiadał pan w skansenie - kapucha i kasza gryczana. i to widać;)
    ps. na szczęście sporo tych talerzy było na pół;)

    OdpowiedzUsuń