W październiku miałam ogromną przyjemność pracować po raz kolejny na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Przyjemność była tym większa, że po raz pierwszy tłumaczyłam spotkania z Gwiazdami przez duże G. Kojarzycie tego pana? No pewnie, że kojarzycie. Ten pan jest reżyserem i scenarzystą, więc z twarzy możecie nie kojarzyć, ale chyba hasła "Godziny" i "Lektor" wystarczą. Tak, to on jest autorem słów wypowiadanych przez Nicole Kidman, Julianne Moore i Kate Winslet. Panowie przyjechali z filmem "Ósma strona", który otwierał festiwal. I byli fantastyczni, o czym świadczyć mogą choćby... ich kulinarne zachcianki.
Po sesji wywiadów miałyśmy razem z koleżanką, która się panami opiekowała, zabrać ich na lunch. Nikt nie powiedział nam, dokąd, więc zastanawiałyśmy się długo i namiętnie. Dzień wcześniej jedli już pierogi i barszcz, więc nie musiała być to koniecznie polska knajpa. Miałyśmy do czynienia z gwiazdami, więc myślałyśmy o czymś eleganckim, o czymś wyrafinowanym, o czymś fancy. Myślałyśmy i myślałyśmy, a wtedy do sali wbiegła żona Davida Hare, Nicole Fahri. "Słuchajcie" - powiedziała podekscytowana - "kierowca opowiedział mi, że macie tutaj taki wspaniały, wietnamski bar. I że w Warszawie mieszka wielu Wietnamczyków. Chodźmy tam, chodźmy." Popatrzyłyśmy na siebie lekko skonfundowane. Wietnamski bar? Zupka taka? Plastikowa karta ze zdjęciami nudli? Seriously? Gwiazdy jednak podchwyciły temat i kazały się zabrać do Nam Sajgon. Za obiad dla 5 osób zapłaciliśmy 100 złotych i wyszliśmy zachwyceni. Wszyscy, laureaci Złotych Globów również.
W Nam Sajgon jadłam bardzo fajną zupę z tofu, którą ostatnio - w ramach tofuprzetwórstwa - postanowiłam odtworzyć w domu. Nie będę udawać, że wyszło identycznie, ale wyszło fajnie.
Zupa "pho" z tofu
Przepis metodą prób i błędów;)
Bulion:
1-2 ząbki czosnku
kawałek imbiru wielkości kciuka
1/2 papryczki chilli
bulion warzywny (2 marchewki, pietruszka, natka pietruszki, kawałek selera, kawałek pora, cebula, liść laurowy, olej)
gwiazdka anyżu, laska cynamonu, 1/2 łyżeczki ziaren kolendry, 2 goździki
sos sojowy
marchewka
kilka różyczek brokuła
makaron wstążki ryżowe
Dodatki:
smażone tofu - tofu pokrojone w kostkę, panierowane w mące kukurydzianej i usmażone w sporej ilości tłuszczu
kolendra
szczypiorek
limonka
cieniutko pokrojona czerwona cebula zamarynowana w soku z limonki
kiełki
Na początku zrobiłam podstawowy bulion warzywny: cebulę opaliłam nad gazem, warzywa obrałam i grubo pokroiłam, podsmażyłam na odrobinie oleju, zalałam wodą, dodałam liść laurowy, pieprz i natkę pietruszki, gotowałam przez mniej więcej godzinę.
Na suchą patelnię wrzuciłam anyż, cynamon, kolendrę i goździki. Smażyłam krótką chwilę, aż zaczęły pachnieć. Zalałam bulionem, dodałam starte drobno imbir, czosnek i chilli. Gotowałam dalej, by wszystkie smaki się spotkały (byłam bardzo zaskoczona, że udało mi się odtworzyć zapach bulionu, który znam z wietnamskich / chińskich knajpek).
Kiedy bulion już mocno pachniał, przecedziłam go i dodałam pokrojoną w paseczki marchewkę, główki brokułów i namoczony i odsączony makaron ryżowy. Przyprawiłam sosem sojowym i sokiem z limonki.
Podałam z kostkami smażonego tofu, kolendrą, szczypiorkiem, cebulą i kiełkami.
PS. Aha, a następnego dnia, byliśmy z gwiazdami w Przekąskach Zakąskach na śledziu.
PS. PS. Jakby ktoś wciąż nie był do końca pewien, o kim mówię - teraz wszystko powinno stać się jasne;)
Po pewnych technicznych przejściach i moich zaniedbaniach, dołączam wpis do prowadzonej przez Ptasię akcji Korzenny Tydzień :)