11/30/2011

Tofu attack, część II. Wietnamska zupa w towarzystwie gwiazd.

W październiku miałam ogromną przyjemność pracować po raz kolejny na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Przyjemność była tym większa, że po raz pierwszy tłumaczyłam spotkania z Gwiazdami przez duże G. Kojarzycie tego pana? No pewnie, że kojarzycie. Ten pan jest reżyserem i scenarzystą, więc z twarzy możecie nie kojarzyć, ale chyba hasła "Godziny" i "Lektor" wystarczą. Tak, to on jest autorem słów wypowiadanych przez Nicole Kidman, Julianne Moore i Kate Winslet. Panowie przyjechali z filmem "Ósma strona", który otwierał festiwal. I byli fantastyczni, o czym świadczyć mogą choćby... ich kulinarne zachcianki.


Po sesji wywiadów miałyśmy razem z koleżanką, która się panami opiekowała, zabrać ich na lunch. Nikt nie powiedział nam, dokąd, więc zastanawiałyśmy się długo i namiętnie. Dzień wcześniej jedli już pierogi i barszcz, więc nie musiała być to koniecznie polska knajpa. Miałyśmy do czynienia z gwiazdami, więc myślałyśmy o czymś eleganckim, o czymś wyrafinowanym, o czymś fancy. Myślałyśmy i myślałyśmy, a wtedy do sali wbiegła żona Davida Hare, Nicole Fahri. "Słuchajcie" - powiedziała podekscytowana - "kierowca opowiedział mi, że macie tutaj taki wspaniały, wietnamski bar. I że w Warszawie mieszka wielu Wietnamczyków. Chodźmy tam, chodźmy." Popatrzyłyśmy na siebie lekko skonfundowane. Wietnamski bar? Zupka taka? Plastikowa karta ze zdjęciami nudli? Seriously? Gwiazdy jednak podchwyciły temat i kazały się zabrać do Nam Sajgon. Za obiad dla 5 osób zapłaciliśmy 100 złotych i wyszliśmy zachwyceni. Wszyscy, laureaci Złotych Globów również. 

W Nam Sajgon jadłam bardzo fajną zupę z tofu, którą ostatnio - w ramach tofuprzetwórstwa - postanowiłam odtworzyć w domu. Nie będę udawać, że wyszło identycznie, ale wyszło fajnie. 

Zupa "pho" z tofu
Przepis metodą prób i błędów;)

Bulion:
1-2 ząbki czosnku
kawałek imbiru wielkości kciuka
1/2 papryczki chilli
bulion warzywny (2 marchewki, pietruszka, natka pietruszki, kawałek selera, kawałek pora, cebula, liść laurowy, olej)
gwiazdka anyżu, laska cynamonu, 1/2 łyżeczki ziaren kolendry, 2 goździki
sos sojowy

marchewka
kilka różyczek brokuła
makaron wstążki ryżowe

Dodatki:
smażone tofu - tofu pokrojone w kostkę, panierowane w mące kukurydzianej i usmażone w sporej ilości tłuszczu
kolendra
szczypiorek
limonka
cieniutko pokrojona czerwona cebula zamarynowana w soku z limonki
kiełki


Na początku zrobiłam podstawowy bulion warzywny: cebulę opaliłam nad gazem, warzywa obrałam i grubo pokroiłam, podsmażyłam na odrobinie oleju, zalałam wodą, dodałam liść laurowy, pieprz i natkę pietruszki, gotowałam przez mniej więcej godzinę. 
Na suchą patelnię wrzuciłam anyż, cynamon, kolendrę i goździki. Smażyłam krótką chwilę, aż zaczęły pachnieć. Zalałam bulionem, dodałam starte drobno imbir, czosnek i chilli. Gotowałam dalej, by wszystkie smaki się spotkały (byłam bardzo zaskoczona, że udało mi się odtworzyć zapach bulionu, który znam z wietnamskich / chińskich knajpek). 
Kiedy bulion już mocno pachniał, przecedziłam go i dodałam pokrojoną w paseczki marchewkę, główki brokułów i namoczony i odsączony makaron ryżowy. Przyprawiłam sosem sojowym i sokiem z limonki.
Podałam z kostkami smażonego tofu, kolendrą, szczypiorkiem, cebulą i kiełkami. 

PS. Aha, a następnego dnia, byliśmy z gwiazdami w Przekąskach Zakąskach na śledziu. 
PS. PS. Jakby ktoś wciąż nie był do końca pewien, o kim mówię - teraz wszystko powinno stać się jasne;)


Po pewnych technicznych przejściach i moich zaniedbaniach, dołączam wpis do prowadzonej przez Ptasię akcji Korzenny Tydzień :)

11/29/2011

Tofu attack, część I. Sezam, brokuły i zasadnicze wątpliwości.

Ja się tak naprawdę jeszcze nie zdecydowałam, czy lubię tofu. Nawet się nie dziwię mięsożercom, którzy, podejrzewając, że dla wegetarian jest ono zamiennikiem krwistego steka, pukają się w czoło. Umówmy się - tofu samo w sobie nie jest jakoś szczególnie atrakcyjne. Dobra, dobra - wiem, że pisząc te słowa narażam się przyjaciołom weganom, ale być może nawet oni zgodzą się ze stwierdzeniem, że tofu wymaga sporo inwencji. Trochę wysiłku. I że w sumie większość skomplikowanych czynności, które się przy nim wykonuje, ma za zadanie ukryć wstydliwy fakt, że samo w sobie tofu jest bez smaku. 

Z drugiej strony, jego ogromną zaletą jest to, że tym zabiegom poddaje się bez oporów i jest, jak wiadomo, szalenie uniwersalne. Jako że nie planuję rezygnacji z jajek i mleka, eksperymenty w stylu "tofucznicy" czy "pasty niby-jajecznej" nie są mi do szczęścia potrzebne, z drugiej jednak strony w różnych przepisach dalekowschodnich, w których nabiału się jakoś szczególnie nie używa, tofu okazuje się głównym  białkowym "konkretem" dostępnym dla wegetarian. Bardzo polubiłam np. wegetariańską zupę ze smażonym tofu z Nam Sajgon (o próbie odtworzenia której napiszę niedługo). Sama jestem jeszcze początkującą adeptką tofuprzetwórstwa, więc kremowo-waniliowy smak tofurnika był dla mnie sporym - i bardzo pozytywnym - zaskoczeniem. Postanowiłam dać tofu w swojej kuchni kolejną szansę;)


Pierwszym przepisem, który wypróbowałam, było smażone tofu w panierce z mąki kukurydzianej i sezamu. Aby nadać mu smak (hehe), wcześniej marynowałam je kilka godzin w mieszance miodu, sosu sojowego, siekanego imbiru, czosnku i chilli. Usmażyłam na dość sporej ilości rozgrzanego oleju i porządnie wysuszyłam na papierowym ręczniku. Podałam z jaśminowym ryżem z dodatkiem podsmażonej czerwonej cebuli i świeżej kolendry i z brokułami z dressingiem azjatyckim pomysłu Jamiego Olivera (przepis tu). 


Cóż mogę powiedzieć - wszystkim nieprzekonanym polecam ten przepis. Ja już jestem prawie kupiona;)

11/24/2011

Habent sua fata praecepti

Zacznijmy od tego, że musiałam zaplanować wegański obiad z okazji odwiedzin O. z Więcej Yofu! Nie jest to niby szczególnie trudne zadanie dla wegetarianki, ale że nie chciałam robić tofu ani seitanów, w których przygotowywaniu O. jest mistrzynią, a makarony wydały mi się zbyt proste, sięgnęłam do jednej z moich ulubionych stron 101 cookbooks w poszukiwaniu inspiracji. Przeglądałam, przeglądałam i znalazłam przepis na falafle ze słodkich ziemniaków i mąki ciecierzycowej. Super - pomyślałam - będą pasować doskonale do moich tzatzików w wersji z jogurtem sojowym, do ulubionych glazurowanych marchewek i sałatki z kuskusu i ciecierzycy z sosem z tahini, oliwy, cytryny, kminu, ziaren kolendry i słodkiej papryki. 

Historii, która towarzyszy przepisowi na początku nawet nie przeczytałam. Coś mi niby przypominał... ale co? Dopiero kiedy porządnie się przyjrzałam notce Heidi, zorientowałam się, że receptura na Sweet Potato Falafel pochodzi z książki wydanej przez angielską sieć Leon Restaurants, a po chwili zdałam sobie sprawę, że a) już tam byłam, b) już go jadłam, c) mam nawet zdjęcie;)


Moje falafle - przed upieczeniem - wyglądały tak:


Wyszły - jak sądzę - jak trzeba, smakowały całkiem nieźle i byłoby pięknie, gdyby O. po spróbowaniu nie uznała, że jednak nie lubi słodkich ziemniaków, a na odchodnym nie dodała, że nie lubi falafli :P Szczęśliwie reszta jedzenia była już w porządku, a wyżerkę zakończyliśmy pysznym tofurnikiem. A falafle, mimo wszystko, polecam - w każdym razie wszystkim, którzy lubią bataty:)

11/22/2011

"Średniowieczna" ribollita

"Ribollita" znaczy po włosku "ugotowana ponownie". Potrawa ta podobno (podkreślam "podobno", bo nie sprawdziłam dokładnie źródeł, a jako osoba niby-naukowo-zajmująca-się-średniowieczem nie chciałabym popełnić błędu) wywodzi się ze średniowiecznej Toskanii. Oto po ucztach, podczas których możni używali zamiast talerzy kawałków chleba (to akurat prawda na pewno;)) służba zbierała ponoć rozmoczone kawałki, dodawała je do dostępnych sobie, niedrogich warzyw i przygotowywała skromniejszy, acz sycący posiłek. 
Ribollita to genialne danie na chłodne dni - nie wiem, jak wy, ale ja mam w zimie ochotę na sycące, ciepłe, bardzo aromatyczne zapiekanki lub potrawy jednogarnkowe. Ribollita - tak jak indyjski dahl albo (stylizowany na;)) węgierski gulasz z boczniaków, który pokażę niebawem - spełnia te warunki celująco. 

Ribollita 
Przepis własny, inspirowany 101 cookbooks

1 czerwona cebula
1 gałązka selera naciowego
1 średnia marchewka
1/2 - 1 papryczka chilli (zależnie od pożądanej ostrości; ja do swojej dodałam jeszcze makaron z chilli i było trochę zbyt hardkorowo;))
2 ząbki czosnku
2 szklanki ugotowanej fasoli (u mnie fasola w ciapki, tradycyjnie - biała)
puszka krojonych pomidorów
miąższ z 2-3 kromek chleba
oliwa z oliwek
sól selerowa, pieprz, ew. odrobina suszonego oregano i skórka z połowy cytryny
ew. ugotowany drobny makaron
natka pietruszki i parmezan do podania


Cebulę, selera, czosnek i chilli drobno siekamy, marchewkę trzemy na tarce. Do garnka o grubym dnie wlewamy oliwę z oliwek, dodajemy warzywa, solimy odrobinę i dusimy około 10 minut, aż zmiękną. Dodajemy pomidory, znów dusimy około 10 minut, aż nieco zgęstnieją. Dorzucamy 1,5 szklanki fasoli i szklankę wody. Pozostałą fasolę miksujemy z chlebem i chlustem wody. Dodajemy do gotującej się zupy i pozostawiamy na ogniu przez 20-30 minut. Dodajemy makaron, przyprawiamy solą, pieprzem, ewentualnie oregano i skórką z cytryny. Posypujemy pietruszką i parmezanem. 




11/20/2011

Wegetariańska fajita z domową tortillą

Podczas wieczornych zakupów spożywczych mój chłopak spojrzał na półkę z produktami "meksykańskimi" i rozmarzył się: "Ech, fajita... zjadłbym fajitę. Umiesz zrobić wegetariańską?" Wiadomo, że na pytanie "umiesz?" każda kobieta przy zdrowych zmysłach odpowie bez zastanowienia: "tak!" Wymyśliłam, że do grillowanych warzyw zamiast mięsa dodam boczniaki i pieczarki. Usmażyłam tortillę z tego przepisu (była fajna, ale następnym razem spróbuję z mąką kukurydzianą), podałam z guacamole, pikantną salsą i kwaśną śmietaną. 


Fiesta mexicana;)
Przepis własny

Fajitas
1 cebula
1 żółta papryka
1 czerwona / pomarańczowa papryka
4 boczniaki
4 pieczarki
oliwa
po łyżeczce mielonego kminu, pieprzu cayenne, wędzonej i słodkiej papryki
sól

Cebulę kroję w piórka, paprykę i boczniaki w długie paski, pieczarki w ćwiartki. Na grillowej patelni dość mocno rozgrzewam oliwę, wrzucam najpierw cebulę, potem papryki, w końcu boczniaki i pieczarki. Posypuję przyprawami i grilluję jeszcze chwilę. 

Guacamole
1 awokado
2 marynowane papryczki jalapeno, drobno posiekane
1 malutka czerwona cebula, bardzo drobno posiekana
sok z połowy limonki
garść kolendry
sól

Awokado rozgniatam, mieszam z pozostałymi składnikami.

Salsa
puszka krojonych pomidorów
1 mała czerwona cebula, drobno posiekana
2-3 marynowane papryczki jalapeno, drobno posiekane
chlust oliwy
garść kolendry
słodka papryka
sól

Trudny przepis: wszystkie składniki mieszamy, doprawiamy do smaku:)

11/15/2011

Masło orzechowe. Część III: ciasto z bananami i figami.

No i to by było na tyle, słoik się skończył. 

Ciasto orzechowo-bananowe z figami
Przepis własny, zainspirowany Kwestią Smaku


1 i 3/4 szklanki razowej mąki pszennej

1/2 łyżeczki soli

1 łyżeczka sody
1 łyżeczka cynamonu
1/2 szklanki masła orzechowego

4 suszone figi, posiekane 
1/4 szklanki oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia
1/3 szklanki płynnego miodu 
1/4 szklanki jogurtu naturalnego
2 dojrzałe banany


Mąkę, sól, sodę i cynamon mieszamy w misce, wrzucamy drobno posiekane figi. W drugiej misce rozgniatamy banany, dodajemy masło orzechowe i lekko ucieramy, wlewamy oliwę, jogurt i miód. Płynne składniki dodajemy do suchych i delikatnie mieszamy. Przelewamy do natłuszczonej i obsypanej otrębami keksówki lub tortownicy (moja ma średnicę 22cm). Wstawiamy na 50 minut do piekarnika rozgrzanego do 165 stopni. Kroimy po ostygnięciu. 

11/11/2011

Masło orzechowe. Część II: warzywa.

W dniu, w którym z Warszawy najlepiej było uciec (nie to, bym nie opowiadała się po jednej ze stron: GO KOLOROWA NIEPODLEGŁA, jednak jako osoba niechętna demonstracjom i tłumom, ostrożna i zbyt czepialska, by się z kimkolwiek w pełni identyfikować, zostałam w domu), przypominam sobie wizytę w mieście, które pod wieloma względami Warszawę przypomina, a jednocześnie, według wielu, pozostaje dla niej niedościgłym wzorem. 
W Berlinie zawitałam późno, z wizytą u mojej koleżanki z Erasmusa. Potem byłam raz jeszcze, z chłopakiem, mam jednak wciąż wrażenie, że to mało, zdecydowanie zbyt mało. Berlin to miasto, jakie lubię - nieoczywiste, nie dla każdego, kontrowersyjne. 
Zapamiętałam wystawę w c/o. Zapamiętałam nocne szlajanie się po Kreuzbergu (a jak;)). Zapamiętałam włoską pizzerię ze świetnym menu ("Cały Berlin zajęty przez McDonaldusa i Kebabusa? Nie! Pozostaliśmy jeszcze my, jedyna ostoja prawdziwej, włoskiej pizzy";)) i warzywa w maśle orzechowym w orientalnej knajpce w okolicach Warschauer Strasse. Były pyszne, ale pozostało mi po nich ledwie słabiutkie wspomnienie. Moje warzywa to nie próba odtworzenia, tylko całkowicie dowolna interpretacja. 

Orientalne warzywa w maśle orzechowym 
przepis własny


2 łyżki masła orzechowego
1 łyżka octu balsamicznego
1 łyżka sosu sojowego

kawałek imbiru
mała papryczka chilli
ząbek czosnku
czerwona cebula
marchewka
2-3 pieczarki
papryka (lub pół dużej)
kilka różyczek brokuła
olej, ew. sól

Masło orzechowe mieszamy z octem i sosem sojowym. Na oleju podsmażamy imbir, czosnek, chilli i cebulę. Dodajemy pokrojoną w słupki marchewkę, zalewamy odrobiną wody i chwilkę dusimy, potem to samo robimy z papryką i brokułami, na końcu dorzucamy pieczarki. Dodajemy sos z masła orzechowego, mieszamy, w razie potrzeby dodajemy więcej wody. Podajemy z ryżem jaśminowym. 



11/10/2011

Masło orzechowe. Część I: ciasteczka

Masła orzechowego nie jadłam kilka lat. Nie dlatego, bym miała uraz - zawsze je raczej lubiłam, nie dlatego nawet, żebym bała się kalorii (tzn. trochę się boję, ale inne kaloryczne rzeczy zdarza mi się jeść) ale tak jakoś... zapomniałam o nim. Macie tak czasami? Zdarza wam się "zapominać" o jakichś składnikach, bezmyślnie je mijać, a potem nagle odkrywać na nowo? 
Odkąd kupiłam słoik masła, nie mogę przestać go używać. Dziś odsłona pierwsza: ciasteczka.
Są to - ekhem, ekhem - chyba moje pierwsze ciasteczka w życiu. Słodko-słone, mocno orzechowe, pieczone w środku nocy i - jak widać na załączonym obrazku - w miłym towarzystwie.

Ciasteczka orzechowe z czekoladą i solonymi pistacjami 
Przepis White Plate + moje wariacje


Wariacje są następujące:
1. Nie użyłam wanilii.
2. Dodałam trzy kosteczki pokruszonej mlecznej czekolady.
3. Użyłam solonych pistacji (w ogóle te ciasteczka mogłyby być - jak na mój gust - jeszcze trochę bardziej słone, więc również posypałam je odrobiną morskiej soli).


11/06/2011

Comfort Food

"Comfort food" - zgodnie z definicją Encyclopaedia Britannica, zawsze warto powołać się na wiarygodne źródła;) - to jedzenie tradycyjne, przywodzące pozytywne skojarzenia, związane często z dzieciństwem i ciepłem rodzinnego domu. Jak dowodzą badania, najczęściej są to dania o wysokiej zawartości tłuszczu lub cukru, "grzeszne", obiecujące przyjemność. Mężczyźni statystycznie najczęściej "pocieszają się" ciepłymi daniami mięsnymi, kobiety - czekoladą, budyniami i innymi słodyczami. 
Do comfort food należą zazwyczaj popularne w danym kraju dania, przywodzące na myśl specjały babcinej kuchni. W Niemczech może to być bratwurst i sałatka ziemniaczana, we Włoszech - spaghetti z pomidorowym sosem, lasagna lub tagliatelle al ragu, w Stanach - mac&cheese, pieczony kurczak czy ciasto bananowe, w Chinach - dim sum, w Japonii - ramen, w Tajlandii - tom yum. 
Co w Polsce? W Polsce na pewno rosół z kury (takie jest przynajmniej pierwsze skojarzenie moich wychowanych na wsi cioć, nie wiem, czy ktokolwiek ma teraz szansę zjeść rosół na prawdziwym, bezhormonowym kurczaku), bigosik albo ciepła, domowa szarlotka. Co jeszcze, co was pociesza?:)
Moje ulubione comfort food to radosna mieszanka różnych tradycji: kiedy jest mi smutno, lubię zanurzyć widelec w michę makaronu z pomidorami, który kojarzy mi się z kawałkiem dzieciństwa, spędzonym we Włoszech; lubię ostry, ciepły bulion warzywny z orientalną nutą, który rozgrzewa i usuwa kaca;) ; lubię wielkopolski gzik i ruskie pierogi - popisowe dania mojej Babci. Ale cieszy i pociesza mnie najbardziej... puree ziemniaczane. O rany, ziemniaki tłuczone z mlekiem i masłem (najpierw gotuję ziemniaki, odparowuję, dolewam mleko, masło, sól i gałkę muszkatołową, tłukę, trzymając na małym ogniu), no naprawdę nie ma nic lepszego na świecie. Od początku listopada myślę tylko o nim;)
W ramach porządnego, niedzielnego obiadu, podałam do puree smażoną, czerwoną cebulkę, "wegetariański schabowy", czyli pyszne, panierowane boczniaki i cukinię, sos jogurtowo-koperkowy i kukurydzę, duszoną z odrobiną warzywnego bulionu i masła. Od razu cieplej, od razu weselej.